Moja pierwsza żeglarska przygoda

Mam 18 lat. Od rana do wieczora pracuję w radiu. Nocą, prosto z sali koncertowej, ruszam na miasto. Spotykam ludzi — znajomych, mniej znajomych. Robię to, co kocham, zajmuję się muzyką i żyję po swojemu.

Pewnego dnia, zupełnie przypadkiem, oglądam po raz pierwszy film „Wszystko za życie”. Nagle coś zaczyna kiełkować w mojej głowie. Jakiś pomysł. Szalona wizja wyprawy. 

Nie trzeba było długo czekać. Szybki risercz w internecie: rejsy, terminy — styczeń, luty… Mam! Włochy. Pogoria. „Wow, ale wielki statek” — pomyślałem. No dobra, czas na szybką wizytę w aplikacji bankowej. Niestety, budżet się nie spinał. Trzeba było działać. Tak wylądowałem w domu spokojnej starości w górach, gdzie — jako  kelner obsługiwałem bogatych, starszych Niemców podczas sylwestrowej kolacji. Cóż, żeby spełniać marzenia, czasem trzeba sięgnąć po nietypowe rozwiązania. Ani to pierwszy, ani ostatni raz. Zawsze lubiłem brać sprawy w swoje ręce i robić to, na co mam ochotę.

Wracając do żeglarstwa… Dworzec PKP w Katowicach. Autobus pełen ludzi około czterdziestki w różnym stanie. W tym wszystkim ja osiemnastoletni rodzynek.  Podróż minęła mi szybko — raptem jakieś 12 godzin. Zwłaszcza że spędziłem ją w doborowym towarzystwie . Genua. Włoskie miasto, na początku roku zdecydowanie mniej turystów. My  czyli ja i nowo poznani znajomi z autobusu wyglądamy na lekko zmęczonych. Zanim się obejrzałem, ktoś zagonił mnie do roboty, i nagle już byłem częścią załogi. 

Wracając do rejsu na Pogorii. Mam w sobie sporo energii i uporu, ale przyznaję — nie znoszę tych wszystkich musztr, apeli i stawania na baczność. Żeglarstwo na żaglowcu okazało się pełne takich elementów. Ku mojemu zdziwieniu, wcale mi to nie przeszkadzało. Stałem na baczność, robiłem, co trzeba, i czułem, że daję z siebie wszystko. Pamiętam, jak wypływaliśmy z portu. Popołudnie, kierujemy się w stronę zachodzącego słońca. Pokład delikatnie bujał się pod stopami. Co tu dużo mówić coś we mnie pękło. Zakochałem się w żeglarstwie bez pamięci. To była prawdziwa rewolucja.

Na tym rejsie wydarzyło się jeszcze kilka kultowych sytuacji, ale może lepiej opowiedzieć o nich innym razem. W każdym razie, tak zaczęła się moja przygoda z żeglarstwem , teraz nie wyobrażam sobie roku bez wyprawy na żagle. Weronikę zresztą też poznałem na żalach ale o tym opowiem innym razem.